Rajd posesyjny w Besidzie Małym zaczął się ciężko jak sesja, nasz pociąg do Bielska Białej odjeżdżał już o 5:37! Jednak spotkanie dodało nam energii, pierwsze dzwięki girary zabrzmiały od razu po wejściu do pociągu, a muzykę i śpiew słychać było aż do końcowej stacji. W Bielsku-Białej przesiadaliśmy się na pociąg do Żywca, skąd miał nas zabrać bus na miejsce docelowe. Czekaliśmy na niego z duszą na ramieniu, obawiając się, że będzie za mały by nas wszystkich pomieścić. Mieliśmy szczęcie- bus był duży i wygodny.                   Dojechaliśmy pod sam szlak i raźnie ruszyliśmy w góry, ciesząc się śniegiem,  którego we Wrocławiu nie widzieliśmy już od dawna. Pogoda była wręcz wymarzona- niebieskie niebo, słońce i oślepiająco biały śnieg. Po około trzech godzinach dotaerliśmy do Chatki pod Potrójną. Po zajęciu łóżek, chwili odpoczynku i przepakowaniu znów wyruszyliśmy na szlak uzbrojeni w stuptuty i kije trekingowe. Zamerzaliśmy dotrzeć do jaskiń, jednak mimo świetnych przewodników nie udało nam się ich znaleźć. Wyjście było jednak bardzo udane,śnieg przyjemnie chrupał pod nogami, a podczas powrotu mieliśmy piękny widok na skąpaną w zachodzącym słońcu Wyżynę Krakowsko-Częstochowską.  Zmęczeni, szczęśliwi, ale przedewszystkim głodni wróciliśmy do Chatki i rzuciliśmy się na kuchnię. Potem przenieśliśmy się do głównej sali –  ,kominkowej’.  Grzaliśmy się w cieple kominka i śpiewaliśmy, niektórzy grali na gitarach, a w kubkach parował tradycyjny SKT-owy grzaniec.

Kolejnego dnia wyruszyliśmy w góry w dwóch grupach- na dłuższą, 20km i krótszą, 10km trasę. Pogoda znów nam dopisała. Tym razem udało nam się odkryć jaskinie- dziury w ziemi między korzeniami drzew, z których buchało niesamowite ciepło. W drodze powrotnej widzieliśmy również stado jaków. Wieczór spędziliśmy podobnie jak poprzedni, gitara, śpiew i kubki wyśmienitegpo grzańca, czy można wymarzyć sobie lepsze zakończenie dnia?

Następny dzień zaczął się brutalną pobudką o 5, aby zdążyć na pociąg z Wadowic musieliśmy wyjść o wschodzie. Już o 7 byliśmy gotowi do wyjścia. Wizja kremówek bardzo zmotywowała całą grupę, a tempo marszu zaskoczyło przewodników trasy, zdążyliśmy nawet zrobić postój w schroniskui pamiątkowe zdjęcie na tle pięknego widoku na panoramę Beskidu i Babią Górę, a w Wadowicach byliśmy ponad 2h przed planowanym czasem! Niezwłocznie udaliśmy się do cukierni Wadowice, aby zjeść wyczekiwane przez wszystkich kremówki. Sławny deser nie zaswiódł naszych oczekiwań, był pyszny. Do pociągu zostało dużo czasu, więc odkrywaliśmy inne kulinarne atrakcje wadowic- kebaby.

W drodze powrotnej nie mieliśmy już siły na gitarę i śpiew, wszycy spali jak zabici. Do Wrocławia dojechaliśmy po 23, prosto w zbliżjący się nowy semestr, mimo zmęczenia byliśmy jednak pełni pozytywnej energii i miłych wspomnień, gotowi stawić czoła nowym wyzwaniom.